7 lut 2010

Natalia - Natolin


ZDJĘCIE I HISTORIA NADESŁANE PRZEZ A?B?C?

Nie idę, mknę. Nie stawiam kroków, tylko przesuwam się nad podłogą, posadzką, betonową płytą. Przemieszczam się, tak jakby biegnę, ale nie czuję wysiłku. Coś mnie unosi do góry. Jestem na schodach, chyba odnowili moją starą klatkę. Idę do ciebie, skręcam w lewo, idę długo korytarzem. Ściany pomalowane są żółtą olejną farbą, wszystkie drzwi są nowe, drewniane. Widzę to dokładnie. Nie wiem, jak się tu znalazłam, stoję przed tymi właściwymi drzwiami, nie pukam, wchodzę, właściwie jestem już w środku. (…) Siedzimy, rozmawiamy, ktoś opowiada zabawną historię, w tle słychać mocny bas. Wyłączam się, odpływam, zamykam na chwilę oczy. Budzę się, gdy twój kolega otwiera mi piwo, psss ucieka gaz z butelki. Siedzę teraz obok ciebie, jak gdyby nigdy nic. Obejmujesz mnie i wtulam się mocno, jest mi ciepło, dobrze, choć nie wiem, kim teraz jesteś. Twoja twarz jest rozmazana.

Zbierasz się do wyjścia, ja stoję w progu, żeby otworzyć ci drzwi - w końcu to moje stare mieszkanie, ten sam układ pokoi, ten sam dywan w przedpokoju, stara meblościanka. Tylko ty przeniesiony tu jesteś, nie wiem skąd. Żegnasz się, chyba ktoś stoi obok mnie, ale widzę tylko ciebie. Sugestywnie nadstawiam usta, żebyś się i ze mną pożegnał. Widzisz to, całujesz, ale tuż obok moich ust, odsuwasz się i z uśmiechem puszczasz mi oczko, zamykają się drzwi. Czy ten uśmiech był szczery, czy drwiący? Myślę… Urywa mi się film.

Wychodzę, przywołuję windę, nie boję się, skoro wszystko jest tu takie nowe, to przecież się nie zatnę się tak jak kiedyś, nie stanę w połowie piętra, nie spadnę - tłumaczę sobie. Wciskam parter, jadę. Zaczynam spadać, czuję to w żołądku. Ale przecież śnię, nic mi się nie stanie, tuż przez upadkiem podskakuję lekko i tym samym neutralizuję uderzenie. Otwieram drzwi, wysiadam i wychodzę z klatki. Tuż obok stacja metra, nie pamiętam, żeby wcześniej tu była, może wybudowali ją w międzyczasie, w końcu nie mieszkam tu już od co najmniej 10 lat. Schodzę na peron, czekam aż przyjedzie metro, czuję tylko chłód na plecach, jakbym była naga.

Budzę się odkryta. A ty jesteś jeszcze dalej. Jeszcze dalej niż w moim śnie.

„ (...) nie sen jest najgorszy, najgorsze jest przebudzenie…”

20 sty 2010

Tamuna - Tbilisi



HISTORIA I ZDJĘCIE NADESŁANE PRZEZ GZACHRIS:

Tamuna, bezdomna, utalentowana. Spotkałem ją między stacją Rustaveli, a Marjanishvili. Nie spostrzegłbym jej, gdyby nie zdziwił mnie fakt, iż większość pasażerów spogląda w jednym kierunku. Wysunąłem głowę ponad barki wysokiego Gruzina, który stał przede mną i z ciekawością skierowałem wzrok tam gdzie wszyscy. Ujrzałem drobną osobę, trzymającą w dłoni ołówek, a na kolanach szkicownik. Ręka dość szybko przesuwała się nad kartką, a głowa autorki przyszłego rysunku, co rusz spoglądała na modelkę, która siedziała naprzeciwko. Zapatrzyłem się. Nim się spostrzegłem, pociąg zatrzymał się na Vagzlis Moedani, modelka dostała swój portret, uśmiechnęła się i podarowała kilka drobnych w zamian. Nie tylko ona była radosna, na twarzach ludzi w metrze, spoglądających wcale nie ukradkiem, także pojawił się uśmiech. Powinienem wysiąść i przejść na zieloną linię, ale tego nie zrobiłem, ciekawy dalszych wydarzeń. Szybkie spojrzenie Tamuny wokoło, wybór nowej modelki, która zapytana wzrokiem, skinęła potwierdzająco głową i sytuacja zaczęła się powtarzać. Jedno-przystankowy portret, mnóstwo radości w przedziale, kolejna stacja, kolejny model. W końcu padło na mnie... a w momencie, gdy otrzymałem do rąk kartkę pociąg dojechał do końca linii.

2 sty 2010

Town Loneliness



ZDJĘCIE I HISTORIA NADESŁANE PRZEZ KAMILA Z http://www.thatsmyphotos.blogspot.com/:

Został wypchnięty z wagonu na stacji w centrum miasta. Na powierzchni jest ładnie, pogodnie, wiosennie. Ludzie przechodzący wokoło niego są zupełnie nieobecni, spieszą się ze swoją codziennością tak bardzo, że w ogóle go nie zauważają. Mister Cellophane - pomyślał.

Mimo, że codziennie wysiada i wsiada do wagonu na tej samej stacji, dziś czuje się jakoś inaczej. Dziś nie wysiadł z własnej woli, dziś został wypchnięty. A miał tyle planów. W tej konkretnej chwili, wydawało mu się, że świat przestał dla niego istnieć, że on przestał istnieć dla świata. I wszystko przez to cholerne wypchnięcie z wagonu. Zupełnie nieoczekiwanie, w środku swojej spokojnej podróży znalazł się na peronie, pośród obcych, niezauważających go ludzi. On sam ze swoimi planami, które z wielkim hukiem roztrzaskały się o marmurową posadzkę stacji. Z zamyślenia wyrwał go zdecydowanie zbyt głośny świst. Otaczający go ludzie zatrzymali się i spojrzeli w stronę, z której dochodził. Znał ten dźwięk, wiedział co oznacza. Podmuch wiatru utwierdził go w przekonaniu, że nadjeżdża kolejny pociąg. Zupełnie inny niż ten, z którego został niby przypadkiem wypchnięty. Pociąg zatrzymał się na stacji i drzwi otworzyły się tuż przed jego nosem. Ludzie zaczęli wsiadać i wysiadać trącając go przypadkowo. Po chwili znów został sam. Przez ten krótki moment kiedy wysiadający już wyszli a wsiadający wsiedli był sam jak palec. On, pociąg z otwartymi drzwiami i myśl:

Wsiąść? Nie wsiąść? Wsiąść?

Wsiadł.

25 gru 2009

Alicja - Centrum


HISTORIA NADESŁANA PRZEZ J.

Minęła mnie w tłumie, lekko potrącając. Odwróciła głowę, ale nie powiedziała „przepraszam”. Nieświadomie jednak udzieliła mi zgody, bym dostrzegł siebie na ułamek sekundy w jej spojrzeniu. Szliśmy w tym samym kierunku, a właściwie szedłem teraz za nią. Z początku myślałem, że jest małą dziewczynką, która zgubiła drogę do domu. Zdradziły ją szpilki i czerwone paznokcie. Później zdawało mi się, że dobrze wie, dokąd idzie. Być może i ona za kimś podążała – tak jak ja za nią. Obserwowałem ją z odległości kilku metrów. Zwolniła, gdy zbliżaliśmy się do placu tuż przy wejściu do metra. Zatrzymała się i rozejrzała. Po chwili zobaczyłem, jak wyciąga rękę i zaczepia jednego z przechodniów. Podszedłem bliżej, by przysłuchać się ich rozmowie.

- Czy mógłby mi Pan powiedzieć, którędy powinnam iść?
- To zależy w dużej mierze od tego, dokąd chciałabyś dojechać – odparł starszy mężczyzna.
- Właściwie wszystko mi jedno.
- W takim razie również wszystko jedno, którędy pójdziesz.
- Chciałabym tylko dostać się dokądś – dodała.
- Bez wątpienia tam dotrzesz, tylko będziesz musiała wysiąść na odpowiedniej stacji.

Skinęła głową i odeszła w stronę ruchomych schodów. Wiedziałem wtedy, że nie ważne dokąd, ale tego wieczoru pójdę za nią wszędzie.

5 gru 2009

Babcia - Świętorzyska




Miejsce: Warszawa, skrzyżowanie Świętokrzyskiej i Marszałkowskiej (tuż obok wyjścia z metra Świętokrzyska)
Czas: luty/marzec 2003, albo 2004
Pogoda: Chłodno, ludzie chodzą w zimowych płaszczach, mi marzną ręce
Aktorzy: ja, znajomy, babcia, tłum

Akcja:

Telebim na Sezamie miga. Pies szczeka. Jest mróz. Mówię znajomemu cześć, żegnam się, do jutra, pa, on idzie do przejścia dla pieszych.

Na planie pojawia się babcia. Po ubiorze widać, że jest bardzo uboga. Na nosie ma przedwieczne, olbrzymie okulary w grubych oprawkach. Wiatr rozwiewa jej włosy (nie jest całkowicie siwa, na jej włosach są jeszcze zauważalne resztki farby). Wygląda na nieskończenie samotną. Mimika - spojrzenie na tłum, które wyraża nieludzką tęsknotę za ludźmi. Rozgląda się, ale jej wzrok jest nieobecny.

Na Marszałkowskiej zmieniają się światła. Tłum zaczyna przechodzić przez pasy. Jakiś mężczyzna w garniturze biegnie, żeby zdążyć na światłach. Potrąca babcię.

Slow motion.

Strąca jej okulary. Spadają w zwolnionym tempie. Tuż nad ziemią zatrzymują się na ułamek sekundy.

Okulary spadają na ziemię i rozbijają się w drobny mak. Drobinki szkła rozpadają się na chodniku tworząc konstelacje.

Nikt się nie zatrzymuje. Tylko ja tkwię wraz z nią w jakiejś niezwykłej relacji. Flaneur. Jako jedyny uczestniczę w tej mikrotragedii.

Starsza pani stoi nieruchomo przez jakieś 3 sekundy, które wydają mi się wiecznością. Wpatruje się w proch szkła. Po 3 sekundach, schyla się po resztki okularów. Zakłada je - jednego ze szkieł w ogóle nie ma, drugie jest zbite w połowie.

I nagle widzę, że zaczyna płakać. Łzy wylewają się spod pobitych okularów. Patrzę na tę niezwykle samotną kobietę, na jej rozbiegany wzrok poszukujący jakiegokolwiek oparcia w ludziach lub zrozumienia. Tłum ją omija. Ona stoi. Patrzę.

Cięcie.

2 gru 2009

Kahaberi - Tbilisi




HISTORIA I ZDJĘCIE NADESŁANE PRZEZ GZACHRIS:

Nie znasz mnie, jedyne co przychodzi Ci do głowy to: "bezdomny, śmierdzący, lepiej się nie zbliżać bo jeszcze można coś złapać". Czy dlatego, choć wokoło ludzie stoją, nikt nie odważy się usiąść obok mnie? A ja mam swoją historię, czuję się szczęśliwy, bo jestem przede wszystkim wolny. Nic mnie nie ogranicza: czas, praca, pieniądze czy ludzie. Żyję swoim tempem i jest mi z tym dobrze. Nie wiesz, że pewnego dnia porzuciłem życie, podobne do Twojego i wybrałem się w podróż, przed siebie. Zwiedziłem wszystkie kraje Europy i część krajów azjatyckich. Wszędzie sobie jakoś radziłem, choć pieniądze skończyły się szybko, zawsze jednak na mojej drodze spotykałem ludzi, którzy byli mi przychylni i okazali serce. Mam przyjaciół w wielu zakątkach świata i zawsze mogę na nich liczyć, a oni na mnie.

Myśl więc o mnie co chcesz, ale odpowiedz sobie na jedno proste pytanie: czy Ty, tak właśnie Ty, czujesz się szczęśliwy?

30 lis 2009

Ludzie w metrze - pierwsze urodziny!!

I tak to to tak to to tak to to tak
Ludzie w metrze obchodzą dziś pierwsze urodziny! W tym czasie:

1. Blog zdobył tytuł "Literackiego Bloga Roku"
2. Blog odwiedziło 4183 osób z 4 kontynentów, 40 państw i 137 polskich miast.
3. Najwięcej odwiedzających - 2476 - pochodziło z Warszawy. Na kolejnych miejscach znalazły się Kraków, Poznań i Olsztyn.
4. Najwięcej odsłon - 147 - blog miał 10 listopada 2009 - w dniu ogłoszenia wyników na literacki blog roku.
5. Najczęstszym źródłem wejścia na blog było... google (715 wejść). Na drugim miejscu znalazł się facebook (659)!
6. Na blogu pojawiły się 94 posty.
7. Historie lub zdjęcia nadesłało 11 osób.
8. Najpopularniejszymi postami były - "Puste metro - Londyn" oraz "Blondynka".
9. Najczęstszym słowem kluczowym, po którym wchodzono na bloga było "ludzie w metrze"
10. Najciekawsze słowa kluczowe: śpiący ludzie, ogłuszyłam karpia, adidas madonna, była prostytutka szuka męża, jak olać chłopaka, zez u mopsa, była pijana ale wiedziała czego chce, co rosło na polu u jeremiasza, czy alkoholik może być dobrym kochankiem?, dlaczego ludzie śpią na torach, gra dziewczyna z komurkom, gówno martyny, jak uśpić niesfornego psa, kamuflaż ludzi, kobiety pracujące w agencji towarzyskiej, które zaszły w ciążę, kucharka w barze mlecznym, mam kochanka nie kocham zeza, maść z żółtego tulipana, metro kijuw, młotkiem karpia, namiętna noc w hotelu, ona ma zeza, perfumy-przejde przez ulice a ludzie sie ogladają, pijana japonka w metrze,  piosenka z american pie wesele jak zwiędły kwiatki, prostytutki z ursynowa, rodzaje brud i wąsów u męszczyzn zdięcia, sex zdjecia urzedniczek w pracy z ukrycia, tapiry zasypiają na zimę, wiersze dla sześćdziesięciolatka.

Ludzie naprawdę mają fantazję.

11. Najczęstszą przeglądarką był Firefox.
12. Najczęstszym systemem operacyjnym był Windows.
13. Jedna osoba weszła na blog z rozdzielczościa 0:0 (?) ;)
14. Najwięcej wchodzących osób korzystało z neostrady.

Korzystając z tej jedynej w swoim rodzaju okazji chciałbym podziękować wszystkim, którzy współredagowali ze mną blog, wspierali mnie w chwilach zwątpienia (a było ich wiele) linkowali, komentowali. Dziękuję!

22 lis 2009

Ludzie - Kijów



HISTORIA NADESŁANA PRZEZ JUANĘ:

Mijamy się. Codzienne tysiące z nas przemierzają różne trasy. Każdy jest inny. Mamy coś wspólnego ze sobą. Każdy ma swoją historię. Wszystkie zaczynają się i kończą właśnie tu.

Przechodzimy obok siebie w pośpiechu. Unikamy obcych spojrzeń. Dajemy się mijać i sami mijamy. Wzdrygamy się, gdy ktoś nas przypadkiem dotknie. Nasze twarze zastygają w bezwyrazie. Odrzucamy emocje, uczucia, historie, których moglibyśmy być częścią. Nasze wewnętrzne światy chowamy szczelnie pod skórą, pod ubraniem. Chcemy być bezpieczni.

Kłębią się w nas myśli, które nie znajdują ujścia. Gdyby ich krzyk nastąpił jednocześnie, zagłuszyłby chyba całe miasto. Każdy czegoś pragnie, o czymś marzy. Jedni już nawet coś mają. Drudzy wciąż szukają.

Pozostawiamy niewidoczne ślady na brudnych podłogach, które błyszczą jedynie odbiciem sztucznego światła. Na przemian chodzimy, stoimy, jeździmy, zatrzymujemy się, wstajemy, czekamy i idziemy dalej... Cały czas gdzieś zmierzamy. Razem.

Dokąd? Z kim?

11 lis 2009

Mamy nogi


Mamy nogi, lecz nie mamy gdzie uciekać.

9 lis 2009

Tatiana - Barcelona



HISTORIA I ZDJĘCIE NADESŁANE PRZEZ M:

Tatiana jest Rosjanką. 5 lat temu przyjechała do Barcelony z jedną walizką, z 200 euro w kieszeni. Z niczym więcej. Zatrzymała się w najtańszym hostelu w mieście. Piąte piętro. Widok na słynną La Ramblę. Ciepłe noce, wąskie uliczki, pranie nad głowami przechodniów, małe rozświetlone kawiarenki, papugi w klatkach ulicznych handlarzy. Tatiana siedziała wtedy na balkonie i paliła nerwowo papierosa za papierosem. Zastanawiała się co dalej. Znów nie u siebie, znów gdzieś poza przestrzenią. Miliony kilometrów od tego, co znała.

Dziś płynnie mówi po hiszpańsku, pracuje w muzeum Jeana Miro i jest wielbicielką hiszpańskiej cavy, którą sączy do kolacji wraz z mężem, starszym od niej o 20 lat ekscentrycznym tłumaczem Nabokova.

Poznali się w Barcelonie, w rosyjskim sklepie, kupując waniliowe obwarzanki. Tłumaczył wtedy Lolitę.

7 lis 2009

Pani Carter – Waterloo



HISTORIĘ I ZDJĘCIE Z LONDYNU NADESŁAŁA KRÓLEWNA NA PATYKU:

Pani Carter jest bardzo zapracowaną kobietą, więc tylko w metrze ma czas na odpoczynek. Niby oficjalnie pracuje na jednym etacie, ale tak naprawdę... Właśnie jedzie z jednego z londyńskich szpitali, gdzie pracuje jako kucharka. W domu czeka ją trójka rozwrzeszczanych dzieci i mąż, który jest ogromnie zmęczony po pracy na budowie. Teraz siedzi wygodnie na kanapie i ogląda wiadomości, ale robi się coraz bardziej głodny, a żona właśnie się spóźnia, czego robić jej absolutnie nie wolno. Pani Carter teraz jeszcze się prześpi, a potem przygotuje dla całej rodziny kolację, wstawi pranie, odrobi lekcje z małą Lucy, umyje wszystkie naczynia i wysprząta wszystkie pokoje. Kiedy mąż będzie już smacznie chrapał od trzech godzin pani Carter wolno będzie położyć na te kilka godzinek. Jutro wstanie o świcie, przygotuje dzieciom i mężowi kanapki do szkoły, przeprasuje wszystkie wczoraj wyprane ubrania i pomyśli sobie, że już za trzy dni niedziela.

W niedzielę pani Carter myśli sobie zawsze, że wspaniale jest łączyć pracę zawodową ze szczęśliwym życiem rodzinnym. Teraz jednak nie jest w stanie dojść do tak konstruktywnych wniosków.

4 lis 2009

Tomoe Hotaru - Tokio



HISTORIA I ZDJĘCIE BY JAHNE WALERIAŃCZYK:



Tomoe Hotaru (jap. "świetlik wschodzący z gleby") ma 5 lat i chodzi do przedszkola Juban w Asakusa, niedaleko swiatyni Senso Ji. Jest przyzwyczajona do turystów robiących zdjęcia, zapachu ryżowych krakersów i do ptaków, które gromadami obsiadają pagody, kramy i drzewa w okolicy. Hotaru nie dba ani o turystów, bo są irytujący i wszyscy wyglądają tak samo, nie dba o ryżowe krakersy, bo woli czekoladę i nie wzruszają jej też świątynne ptaki, ani żywe, ani martwe.

Nie lubi ptaków: doskonale wie, że one maja tak w zwyczaju, że w końcu spadają na ziemię i Hotaru ciarki przechodzą po plecach na myśl, ze któreś z tych stworzeń mogłoby runąć jej na głowę. Hotaru nie ufa ptakom. Ich funkcja w świecie jest dyskusyjna; są straszne, i te ich paciorkowate oczy wirujące we wszystkich kierunkach.... Tak, Hotaru dobrze się orientuje co z nich za potwory!

Gdyby Hotaru była szczerym, miłym dzieckiem, powiedziałaby otwarcie, że ptaki bezsprzecznie i wprost przerażają ją, ale nie jest szczera. W przedszkolu, wśród innych dzieci, Hotaru zmienia swój strach w demonstracyjne okazywanie wstrętu. Nigdy nie jest jej przykro, kiedy któreś z dzieci znajdzie w ogrodzie otaczającym przedszkole kolejnego ptasiego trupa. Dziś też, jej reakcja na martwa jaskółkę była
przewidywalna. "Ale jestem zadowolona że to głupie ptaszysko umarło", mówi zadziornie Hotaru i zostawia resztę lamentujących dzieci z panią przedszkolanką.

Dzieci bywają tak szczere i okrutne w swoich słowach, jak dorośli jedynie w myślach pozwalają sobie na to.

2 lis 2009

Jan - Świętokrzyska



Jest kwiecień, albo maj, nie pamiętam dokładnie. "To, co pamiętam jest jak poszarpane taśmy, które tkwią nieprzerwanie w mojej głowie. Muszę je posklejać, uporządkować." Nie wiem co jest prawdą. "If your memory tells you it was only a dream, call your memory a liar for it was the most real reality possible."

Kiedy to było? "Wtedy gdy"? Blisko. Grzęźnij.

Jestem u L. Mamy godzinę do jej wyjazdu. Jej pokój jest w nieładzie. Pościel jest rozgrzana. Jest koniec kwietnia. Mówi do mnie "Musimy posprzątać, a ja muszę się jeszcze umalować". Rozumiem. "Tak długo czekam, a ty ciągle myjesz swoje ciało. Moje dłonie prawie z głodu umierają." Ona wyjeżdża. Ja ją kocham.

Wszystko w nieładzie, tzn. nie pod kątem prostym. Porządkuję. Układam. Odmierzam. Ustawiam grzbiety książek według kolorów, szerokości. Wkładam płyty do pustych pudełek. Wszystko w symetrii. Boski ład. Nic nie może wykroczyć poza porządek, nic nie może odstawać, nic nie może psuć ładu.

L. czeka z walizkami w przedpokoju. Za chwilę ma wyruszyć do egzotycznych krain - Hajfa, Tokio, Meksyk. Islandia.

Spoglądam jeszcze raz na wysprzątany pokój. Jest koniec kwietnia. Słońce wpada do pokoju. Refleksy z szyb sąsiedniego bloku padają na ściany. Padają na biurko, na którym dostrzegam swoje odciski palców. Wycieram je. Pokój jest dziewiczo czysty.

L. pozna kogoś na wyjeździe. Nigdy już nie wejdę do tego pokoju.

I wtedy zdałem sobie sprawę, że nie zostawiłem ani jednego śladu.

Ani na blacie.
Ani w jej pamięci.




"No wonder you rise in the middle of the night
to look up the date of a famous battle in a book on war.
No wonder the moon in the window seems to have drifted
out of a love poem that you used to know by heart. "

31 paź 2009

28 paź 2009

Iwan - Kijów



JA: Cofnij się w czasie. Gdy skoncentrujesz całą swoją uwagę na moim głosie powoli zaczniesz się odprężać. Odliczę od 10.

10, 9, 8, 7, 6, 5, 4, 3, 2, 1, 0

IWAN: Mam 11 lat. Jestem na urodzinach u mojego przyjaciela w jego domu przy ul. Szewczenki. Mieszkanie jest bardzo wysokie. Siedzimy w pokoju jego siostry i układamy pasjanse. W pewnej chwili spoglądam do góry. Na szafie stoją opisane męskimi imionami kartony: Piotr, Jurij, Borys, Władimir. Jest ich jeszcze kilka. Stoją jak urny. We wszystkich znajdują się pozostałe po byłych kochankach prochy - podarowane siostrze kokardy, pachnące papeterie, zasuszone róże, kawałki kory i chusteczki.

Wychodzę od niego i zaczynam rzygać. Kolorowe rzygi wylewają się z mojego gardła, na chodnik wypadają nieprzetrawione lentilki, brunatna miazga z czipsów i ciastek, kolorowe płyny i resztki kotleta. Od tamtej pory nauczyłem się dwóch rzeczy.

Po pierwsze - nie obżerać się.
Po drugie - nie katalogować.

27 paź 2009

James - gdzieś w Undergroundzie



HISTORIĘ I ZDJĘCIE Z LONDYNU NADESŁAŁA KRÓLEWNA NA PATYKU:

James jest urodzonym zwycięzcą. Od szkoły średniej był najlepszy w sporcie, miał też najlepsze wyniki w nauce, najpiękniejsze dziewczyny i najbogatszych rodziców. Urodził się pod szczęśliwą gwiazdą. To pewne. Najlepiej prosperująca kancelaria prawnicza w całym Londynie, najwspanialsza, najładniejsza, najbardziej inteligenta i najlepsza w łóżku żona, najlepsza córeczka. James od lat jest „the” tudzież „the most”. Rok temu usłyszał od jakiegoś lekarza wyrok: rak. James wiele nie myślał na ten temat – najlepsi lekarze, najlepszy szpital i najbardziej waleczny pacjent na całym oddziale. James wygrał, ale jest mu mało. Tydzień temu wrócił z Mont Blanc i uznał, że musi sobie znaleźć jakiś bardziej ambitny cel.

Dziś James ściga się z czasem. Chce żeby jedna chwila trwała miliony chwil. Nikomu się to jeszcze nie udało, ale on wie, że wygra.

26 paź 2009

Irakli - Tbilisi



HISTORIA I ZDJĘCIE NADESŁANE PRZEZ GZACHRIS:

Nigdy nie był człowiekiem przeciętnym, zawsze 'to coś' wyróżniało go z tłumu. Irakli z łatwością pozyskiwał nowych znajomych, w towarzystwie zawsze błyszczał inteligencją i błyskotliwym sposobem bycia. Urodzony lider - tak o nim mówiono. Zawsze brnął pod prąd, zbaczał z wyznaczonych dróg przy każdej możliwej okazji. To on wytyczał szlak, który szybko się za nim zapełniał. Mimo wyjątkowych zdolności nie zrobił jednak kariery politycznej, czego mu wróżono, ale został nauczycielem, niezwykłym nauczycielem. Nikt, nigdy nie nudził się na jego lekcjach, nikt z nich nie uciekał, każdy uczeń wyglądał wręcz z niecierpliwością kolejnych. Dziś Irakli jest na emeryturze. Nie jest zwykłym dziadkiem...

25 paź 2009

Odrobina czarnego humoru - Młociny



HISTORIA NAPISANA PRZEZ MZ:

Pan X pracował na dwie zmiany wiodąc monotonny i ciężki żywot. W międzyczasie miał urodziny, więc z utęsknieniem czekał na weekend, który miał być okazją do odpoczynku i odpowiednią chwilą do dobrej zabawy. Chciał ten czas spędzić samotnie wypijając jedno ze swoich ulubionych win. Jednak im bliżej było upragnionego dnia wolnego, tym bardziej szukał towarzystwa. Szukanie nie pomogło, a wręcz osamotniło go jeszcze bardziej uświadamiając, że tak naprawdę nie ma z kim świętować swoich urodzin. W domu nie było nikogo, bo nikomu nie było po drodze znaleźć się w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie.

Będąc już na stacji Stare Bielany, zaczął mamrotać pod nosem: ktoś miał pogrzeb, wino nie ma tego czegoś, ktoś mu złożył życzenia, ktoś umarł, ktoś mu wykupił wszystkie bilety do kina, na film który chciał koniecznie zobaczyć, ktoś mu coś ukradł, ktoś zapomniał o jego urodzinach, ktoś zjadł jego tort urodzinowy, ktoś podebrał mu pracę, ktoś go rozczarował, ktoś ma poważną operację...

Kiedy wyszedł ze stacji Młociny postanowił zadzwonić do kogoś, a ten ktoś mu powiedział coś, czego się nie spodziewał. Stanął i nie wiedział co robić. Ludzie go przepychali śpiesząc się gdzieś. Z ogłupiałym wzrokiem skierował się z powrotem do metra i pojechał ze stacji Młociny na stacje Kabaty i z powrotem. Nikt nie wiem ile razy jeździł od pętli do pętli, ale nie chciał wracać do domu, gdyż wiedział, że ten weekend będzie gorszy niż minione dni...

11 paź 2009

Wyznania kontrolera



Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że zawód kontrolera jest jedną z najsmutniejszych profesji świata. Kiedy wyciągam legitymację, ludzie w jednej zaczynają mnie nienawidzić, odsuwają się w wielokąty autobusów, tramwajów i metra. Kiedy się odwracam szepczą przekleństwa, pokazują mi środkowy palec.

Kiedy uda mi się kogoś złapać muszę wysłuchiwać setek wersji tych samych nieprawdziwych historii. Jedna kobieta powiedziała mi kiedyś, że zasłabła w upale i kiedy się obudziła nie miała już portfela, w którym naturalnie znajdował się bilet. Jakiś chłopak twierdził, że jest biednym studentem, któremu nie starcza nawet na jedzenie, a tym bardziej na doładowanie karty miejskiej. Ktoś inny stwierdził, że ma słabą pamięć i zapomniał skasować biletu. Takich opowieści są setki, choć wszystkie brzmią podobnie. To ja decyduję jednak, która z nich jest prawdziwa.

W istocie - praca kontrolera jest w rzeczywistości pracą psychologa. Słuchamy smutnych historii obcych ludzi, w głębi duszy pragniemy im pomóc. Wrzynamy się w ich marzenia senne. Rozpoznajemy symbole.

Interpretujemy.

10 paź 2009

Puste metro - Londyn



HISTORIA I ZDJĘCIE BY KOPACZ:

Statystycznie przebywam w metrze 4,5 godziny tygodniowo (270 minut, 16200 sekund), podróżując nim od poniedziałku do piątku. Spędzanie czasu w wagonach Undergroundu, przybiera najrozmaitsze formy, które w pewnym momencie ogarnia schemat powtarzalności:

- począwszy na kontemplacji nad książką lub gazetą (rozłożony wygodnie na siedzeniu we wczesnych godzinach porannych),

- poprzez wdychanie cudzych oddechów oraz potu z dziesiątek pach (stojąc sztywno na nogach, będąc jednocześnie ubijanym z każdej strony, przez różnej maści pasażerów w tragicznie męczących ciało godzinach szczytu),

- skończywszy wreszcie na smakowaniu absolutnej ciszy i pustki późnych godzin nocnych (wyłączony ze wszelkiego dialogu ze światem zewnętrznym, wsłuchany tylko w stukot kół pociągu i własny oddech oraz świst ciepłego powietrza, przewalający się między pustymi siedzeniami - gdzieś pod ziemią - pomiędzy stacjami Clapham Common a Morden).

Wyjątkiem jest piątek, w którym króluje zapach alkoholu wydobywający się litrami z ust roześmianych ludzi, którzy nieudolnie (ale usilnie i z poświęceniem), czynią wszystko, by zakłócić tę jednostajną przemijalność i choć przez chwilę móc pomocować się z czasem.

3 paź 2009

Puste miejsca - Plac Wilsona



MOCK powiedział mi: "Zrób zdjęcie". Ja mu powiedziałem: "Napisz historię".


Miejsca są puste. Dokładnie rok temu o 15:15, Romek i Piotrek odbyli ostatnią podróż na swoich ulubionych miejscach w 3 wagonie, Romek po lewej, Piotrek po prawej. Byli przyjaciółmi z dzieciństwa, mieszkali na tej samej ulicy na Mokotowie. Trochę ponad rok temu Romek postanowił się przeprowadzić do Odessy, żeby założyć tam salon pedicure, i tak właśnie zrobił.

Piotrek od tamtej pory nie jeździ metrem, chodzi na piechotę. Co jakiś czas rozsyła łańcuszki do znajomych np. zapal świeczkę dla Romka, który wpadł pod wagony metra, jeśli zrobisz to w ciągu 3 minut spotkasz miłość swojego życia, jeśli skasujesz Romek wciągnie cię pod wagony metra przy najbliższej okazji.

28 wrz 2009

John - Russel Square - Londyn



HISTORIĘ I ZDJĘCIE Z LONDYNU NADESŁAŁA KRÓLEWNA NA PATYKU:

"Travelling broadens the mind" - powtarza na każdej lekcji John, nauczyciel geografii. John jest bowiem wiecznym podróżnikiem, choć nigdy nie wyjeżdżał z Londynu. Ogląda namiętnie Discovery Travel & Living, czyta czasopisma i książki podróżnicze, słucha audycji, w których podróżnicy opowiadają o dalekich wyprawach gdzieś wgłąb dżungli. John jest wiecznym podróżnikiem, ale boi się zmienić miejsce, bo obawia się, że wtedy cały świat by się zmienił. Czuje się cząstką wielkiego systemu. Z tego też powodu jeden dzień w tygodniu poświęca na zwiedzanie Londynu. Obejrzał chyba już wszystko, ale stale chodzi choćby do British Museum, żeby oglądać poszczególne ekspozycje, robić zdjęcia eksponatom, katalogować je w swoim komputerze dodając im jakieś opisy. John czując się bardzo ważną cząstką wielkiego systemu ma misję. Chce on napisać najbardziej szczegółowy przewodnik po Londynie, jaki kiedykolwiek powstał.

Na razie jednak jedzie do szkoły...zacznie lekcję od głośnego stwierdzenia "travelling broadens the mind" i opowie swoim uczniom jak pachnie trawa na mongolskich stepach.

23 wrz 2009

Zdzisław - Monument - Londyn



HISTORIĘ I ZDJĘCIE Z LONDYNU NADESŁAŁA KRÓLEWNA NA PATYKU:

Pan Zdzisław jest emigrantem. Przyjechał tu z Polski trzy lata temu. Podróż zajęła mu prawie dwie doby. Najdłuższa podróż w życiu. W Polsce pracował w fabryce, ale to zajęcie go strasznie nużyło. Przychodził po ośmiu godzinach pracy i kolejne godziny spędzał przed telewizorem i oglądał BBC. Tam nauczył się języka i zobaczył, że świat może być duży i kolorowy. Pan Zdzisław w ogóle lubił się uczyć, ale wcześniej nie miał okazji. Lubił też ogrom świata. Pracował więc jeszcze więcej i oszczędzał wytrwale, żeby obrócić wszystko o 180 stopni, a na pewno o 16° 10′ 59″. To odległość między Greenwich a Koszalinem. Jego wielka przygoda zaczęła się na zmywaku, jak zwykle zaczyna się londyńska przygoda polskich marzycieli. Potem było już tylko lepiej. Teraz sprzedaje bilety w The Monument. Spotyka ludzi z różnych stron świata i wręcza dyplomy za pokonanie 311 stopni. Już tylko do London Bridge i kolejką na West Croydon. Podróż zajmie mu około godziny. A potem one bedroom flat, kanapa i BBC.

Teraz jest dobrze.

22 wrz 2009

Balazs - Budapeszt


Balazs pracuje jako fotoreporter w jednym z węgierskich brukowców - Blikk. Jego praca nie jest na swój sposób upokarzająca - zajmuje się fotografowaniem niemowlaków do weekendowego dodatku, który jest odpowiednikiem polskiego "Witajcie na świecie". Kiedy Balazs studiował fotografię marzył, żeby być jak Louis Jules Duboscq-Soleil. Zawsze pociągała go stereoskopowa dagerotypia. Jeszcze bardziej pociągały go półnagie modelki, które chciał fotografować. A potem najlepiej z nimi sypiać.

Rzeczywistość przypomina czasem fotoplastikon. Marzenia o odległych i niedostępnych krainach szczęścia przesuwają się przed naszymi oczami. Zostaje po nich ślad w pamięci i ból oczu od patrzenia w światło.

Po chwili refleksji zdajemy sobie również sprawę, że marzenia nie zawsze się spełniają.

I ta myśl sprawia najwięcej kłopotu.

21 wrz 2009

Kate - Elephant & Castle - Londyn



HISTORIĘ I ZDJĘCIE Z LONDYNU NADESŁAŁA KRÓLEWNA NA PATYKU:

Kate jedzie na randkę. Jest trochę zdenerwowana, bo pierwszy raz ma zobaczyć tego człowieka. Poznali się na Facebooku. Oboje są fanami donutsów, więc pewnego deszczowego dnia zagadnął ją. Dobrze się dogadywali, było miło. Minęło pół roku i zdecydowali, że może warto pomóc szczęściu i wyjść zza ekranu. Ma czekać na nią z żółtym tulipanem w ręku. Pójdą razem do Tesco Express i kupią trzy pączki z różową polewą za funciaka, przejdą się trochę, posiedzą na ławce. Spotkają się jeszcze miliony razy, a potem ślub, wesele i inne ceregiele.

Kate jeszcze nie wierzy, że na Facebooku można znaleźć miłość życia.

16 wrz 2009

Orli - Hajfa

 

HISTORIĘ I ZDJĘCIE Z HAJFY NADESŁAŁA ANNA:

Orli sobie nie życzy. Nie życzy sobie celowania w nią obiektywem, tak samo jak rano nie życzyła sobie, by Gidi decydował o jej przyszłości. Orli nie rozumie, dlaczego wszyscy chcą mieszkać w Tel Awiwie. Gidi twierdzi, że to właśnie tam jest ich przyszłość, że nawet tamtejsze morze ma inny kolor. Co za bzdura. W Tajlandii, owszem, morze ma inny kolor. Wszyscy ich znajomi to mówią. Swoją drogą w przyszłym tygodniu też tam lecą. "Thailand is the best place in Israel", wiadomo. Może tam, na jakiejś bezludnej plaży, będą w końcu w stanie szczerze porozmawiać. Na razie Orli ma dość. Nie życzy sobie.

P.S. Swoją drogą Orli to piękne imię - znaczy po hebrajsku "światło jest moje".

15 wrz 2009

Maurice - Bruksela



"Tymczasowość" - oto pojęcie uszyte na miarę naszych czasów. Tymczasowość to czas okrojony, poddany atrybucji, która odmienia jego sens. To czas ograniczony geograficznie do hic. Jeśli żyjesz w "tymczasowości" zawieszeniu ulegają prawa, które rządziły Tobą dotychczas.

Maurice jest w Brukseli tymczasowo. Właśnie podróżuje metrem z dwiema pięknymi kobietami, którym wcześniej robił zdjęcia. Gdzieś za miliardem oceanów, bilionem gór, tryliardem rzek czeka na niego inna kobieta. Chwyta za nadgarstek jednej z kobiet, który pachnie perfumami, namiętnością i amfetaminą. Mdli go. Ale tylko przez chwilę.

Przez jakiś (krótki) czas.

21 sie 2009

Benoit - Paryż


ZDJĘCIE NA BLOG NADESŁAŁA BL:

Adam: Super;) Dzięki za zdjęcie! To z Paryża? Dopisz jakieś zdani, historię i wrzucam na blog;)
BL: Tak, z paryskiego metra. Jaką historię? Facet po prostu siedział naprzeciw ze świętoszkowatą miną (jak jakiś Świadek Jehowy) i miał pod szyją wielka fotkę Baracka Obamy;) Jak mu zrobiłam fotę to się zorientował, speszył i szybko wysiadł. Stacja: Reuilly-Diderot, żółta linia metra nr 1. Oto i fakty;)

4 sie 2009

Hideki Ito - Tokio



HISTORIA Z TOKIO NAPISANA PRZEZ JAHNE WALERIAŃCZYK:

Hideki mial wczoraj ciężką noc. Przeczytał tekst z takim oto fragmentem "Each of us is aware that we should avoid eating unbalanced meals. Our calling requires nothing but the capital of soul and body.The American way of taking nutritional pills, however, is severely prohibited by Buddha.”

Hideki nie jest specjalnie wierzący, ale wyrzucił wszystkie japońskie odpowiedniki Pluszszsz Aktiv, VIGOR i Centrum. Budda czy nie Budda, po co szukać guza?

Żeby pozbyć się witamin od razu, zjechał windą z ósmego pietra, wyszedł na ulicę i zostawił specyfiki na stercie plastikowych worków z odpadami do wyrzucenia, które codziennie rano zabiera portier. Na ulicy nie było nikogo, i poczuł się trochę jak Lucrecia Borgia czy inna trucicielka, która pozbywa się resztek arszeniku, któremu do tej pory tyle zawdzięczała. Może to z powodu wyludnionej ulicy, godziny 2:45 nad ranem, śmieci i krwistoczerwonego neonu chińskiej restauracji Hideki poczuł się nikczemnie. Gdy już się położył, śniło mu się, że gdy rano przyszedł do pracy, jego szef siedział na podłodze jak samuraj, przebrany za Maitreyę Bodhisattvę, i pracowicie kroił pastylki nożem na małe kawałki, nawijając po angielsku: “I had a very hard time learning European table manners. Anyway we had to master all at once in a three-night training session what Europeans had developed over hundreds of years.” Potem szef dodał już po japońsku, że nie śpi od miesiąca, bo czyta "Romans Trzech Królestw" i jest już na stronie 3000.

Był to ciężki sen, taki że jak człowiek się obudzi, to jeszcze na chwilę przymyka oczy, żeby pod powiekami ucieszyć się, że to był jednak tylko sen. Hideki jednak wciąż nie czuje się dobrze. Głupio mu, że widział we śnie szefa-wariata, Japończykowi nie wypada robić wariata z kogoś ważniejszego od siebie. No i na dodatek nie wziął dziś swojej porcji witamin, a przecież bez tego długo nie pociągnie.