18 lip 2009

Midori Watanabe - Tokio



HISTORIA Z TOKIO NAPISANA PRZEZ JAHNE WALERIAŃCZYK:

Pani Midori Watanabe (midori - po japońsku znaczy zielony) jeździ metrem w poniedziałki, środy i piątki. Wsiada na stacji Minato-Mirai w Yokohamie i wysiada na Shinjuku, w Tokio - jest to część Toyoko Sen, czyli linii Tokyoko, łączącej Yokohamę i Tokio. Podroż zajmuje jej około 50 min, ale pani Watanabe nigdy nie słucha muzyki ani nie czyta. Sprawdza maile w telefonie i pisze wiadomości do koleżanek. Nie zawsze pisanie zajmuje jej te 50 minut, ale żadnego odtwarzacza nie posiada, gdyż Pani Watanabe lubi tylko jeden utwór na świecie i uznaje tylko słuchanie muzyki klasycznej i tylko w domu, i lubi też tylko jedna książkę, więc po co ma to tachać do metra? Sonaty no. 14 in c-sharp minor Beethovena słuchała już tyle razy, że w metrze obejdzie się bez niej. Z książek lubi tylko "Obcego" Camusa, ale ileż razy mogłaby to czytać? Pani Watanabe nie należy do ludzi, którzy interesują się czymś nowym, wychodzi z założenia, że jeżeli coś jest lubiane i sprawdzone to nie ma sensu tego zmieniać. Pod tym względem jest ekscentryczną japonką, a na pewno ekscentryczną podróżniczką metrem. Metra używa, gdyż jedyny samochód, jaki mają z mężem jest oczywiście zaanektowany przez męża. Zresztą on pracuje codziennie od 8 do 22, jak przystało na dobrze wychowanego mieszkańca tego kraju, a ona tylko 3 razy w tygodniu. Jeździ do Tokio udzielać lekcji muzyki małej Megumi-chan - marzeniem rodziców Megumi jest córka-pianistka, stąd pomysł na owe lekcje. Pani Watanabe skończyła prestiżową uczelnię muzyczną w Tokio, Musashino Arts University, ale nigdy nie grała w orkiestrze. Jak większość jej koleżanek, wyszła za mąż i zajęła się monotonią codzienności, oglądaniem j-dramy na Nippon Tv, czytaniem asahi shimbun rano i robieniem bento-box na lunch dla męża, a prace podjęła tylko dlatego żeby nie być bez przerwy w domu, poza tym brakuje jej grania. Pianino kurzy się w domu, pani Watanabe nie gra na nim, bo jej mąż słucha enka - tragicznej folkowej muzyki, której nie da się słuchać, a poza tym ile mogłaby grać ten jeden ulubiony utwór Beethovena?

Dziś planuje nauczyć małą Megumi "Petrouchki" Strawinskiego, bo takie burleski mała musi znać. Potem wróci do domu i zrobi mężowi sznycel i ziemniaki puree, i posprząta kuchnię, bo jej mąż naczyń nigdy po sobie nie myje, i jedyne co dla niej robi to 2 razy w miesiącu przynosi jej zwiędłe kwiaty, które kupuje na skrzyżowaniu przy ame-yoko, które sprzedają mu koreańskie dzieci. Na tym skrzyżowaniu po prostu zbyt długo stoi się na światłach, pani Watanabe o tym wie.

9 lip 2009

Sebastian - Ratusz Arsenał



Ludzie, którzy śpią w czasie podróży metrem nie zawsze mają cukierkowo słodkie sny. Czasami, kiedy przymykają oczy siedząc tuż koło nas, śnią koszmary. Czasami śnią cudze koszmary np. koszmar Freuda o braku kobiecej piersi, koszmar Goi o demonach, koszmar Fussli'ego, koszmar Kafki o nieuchronnej przemianie, koszmar Poe'ego o sfinksie. Czasami, tak jak Sebastian, śnią koszmary własne, niespotykane i nieklasyfikowalne. Jego usta zaciskają się, na twarzy widać napięcie. Kiedy metro hamuje, inercja wciska go w ciepły tłum pasażerów. Budzi się na dźwięk otwierających się drzwi i się rozgląda.

Czasami koszmary nie są takie złe, kiedy ma się wokół tylu ludzi.

8 lip 2009

Szymon - Politechnika



Szymon: "Kiedy szedłem od Pól Mokotowskich w stronę Centrum, miałem wrażenie, że miasto gnije. To pewnie przez ten wielodniowy deszcz, który wydobył z pod ziemi całą zgniliznę miasta, która kryła się w jego trzewiach. Czułem się wtedy jak nad morzem (choć to Ty nad nim jesteś). Ale nie jak nad zwykłym pocztówkowym morzem, z tęczą przecinającą jasne niebo, meduzami, zjeżdżalnią i złotym dywanem piasku pod stopami roześmianych ludzi.

Czułem się jak nad jesiennym morzem z zaniedbaną, brudną plażą, z zagrzebanymi w niej niedopałkami papierosów, woniejącą gnijącymi rybami. Na takiej plaży nie szuka się bursztynu, nie łapie się ryb do wiaderka, nie wchodzi się do wody, ponieważ jest zbyt zimna i zbyt łatwo natknąć się na wzbudzający obrzydzenie dotyk kłębków wodorostów. Wiem, że to głupie i kiczowate, ale na samą myśl o tym zaczynają mi się roić w głowie widoki ocierających się o moje nogi dryfujących od tygodni topielców, których morze nie może wyrzygać na piaszczysty brzeg plaży.

Może to wrażenie zepsucia wynikło z czegoś innego, a jedynie zwykły przypadek poprowadził mnie wcześniej przez pokruszone drogi, błoto i kałuże, drzewa wyrwane z korzeniami i piach, który nie wiadomo skąd się wziął w takich ilościach i takich kolorach. Gdybyś tylko mogła poczuć tamten zapach...

Błyskało się. Pioruny przemykały jak dreszcz po wzburzonej powierzchni nieba. Gdy wybuchały, na niebie widać było zarysy chmur, przypominające kwitnące i przeistaczające się pąki kwiatów. Było ciepło - ani gorąco, ani nie gorąco. Patrzyłem na żywioł i miałem wrażenie, że nadciąga, aby zniszczyć Warszawę. Wsiadłem do metra.

To wszystko dlatego, że Ciebie tu nie ma."

4 lip 2009

Arek - Centrum



HISTORIĘ I ZDJĘCIE NADESŁAŁA KRÓLEWNA NA PATYKU:

W warszawskim metrze można spotkać wcielenie szatana. Nie można zrobić mu zdjęcia, bo jego kontury rozmywają się. Kiedy spojrzysz w jego spokojne i ciepłe oczy możesz w nich dostrzec przyszłe historie. Patrzysz w nie. Na razie zdejmujesz zbędne ubrania, odsłaniasz ciało - jedyny pewny obraz. Dotyk powietrza, czyichś palców, czujesz coraz mniej wstydu. Za chwilę dokona się wszystko i nic zarazem. Patrzysz w nie: "Oddaj swe ciało, ono nie należy do Ciebie, to tylko grzech. Nie oddawaj duszy, ona jest zbyt delikatna, bez niej poczujesz pustkę." Zdejmowanie, dotyk i geometria nieeuklidesowa, "Ogród rozkoszy ziemskich" w nieswojej pościeli. Patrzysz w nie i nie chcesz w to wierzyć.

On jednak nigdy się nie myli.