8 lip 2009

Szymon - Politechnika



Szymon: "Kiedy szedłem od Pól Mokotowskich w stronę Centrum, miałem wrażenie, że miasto gnije. To pewnie przez ten wielodniowy deszcz, który wydobył z pod ziemi całą zgniliznę miasta, która kryła się w jego trzewiach. Czułem się wtedy jak nad morzem (choć to Ty nad nim jesteś). Ale nie jak nad zwykłym pocztówkowym morzem, z tęczą przecinającą jasne niebo, meduzami, zjeżdżalnią i złotym dywanem piasku pod stopami roześmianych ludzi.

Czułem się jak nad jesiennym morzem z zaniedbaną, brudną plażą, z zagrzebanymi w niej niedopałkami papierosów, woniejącą gnijącymi rybami. Na takiej plaży nie szuka się bursztynu, nie łapie się ryb do wiaderka, nie wchodzi się do wody, ponieważ jest zbyt zimna i zbyt łatwo natknąć się na wzbudzający obrzydzenie dotyk kłębków wodorostów. Wiem, że to głupie i kiczowate, ale na samą myśl o tym zaczynają mi się roić w głowie widoki ocierających się o moje nogi dryfujących od tygodni topielców, których morze nie może wyrzygać na piaszczysty brzeg plaży.

Może to wrażenie zepsucia wynikło z czegoś innego, a jedynie zwykły przypadek poprowadził mnie wcześniej przez pokruszone drogi, błoto i kałuże, drzewa wyrwane z korzeniami i piach, który nie wiadomo skąd się wziął w takich ilościach i takich kolorach. Gdybyś tylko mogła poczuć tamten zapach...

Błyskało się. Pioruny przemykały jak dreszcz po wzburzonej powierzchni nieba. Gdy wybuchały, na niebie widać było zarysy chmur, przypominające kwitnące i przeistaczające się pąki kwiatów. Było ciepło - ani gorąco, ani nie gorąco. Patrzyłem na żywioł i miałem wrażenie, że nadciąga, aby zniszczyć Warszawę. Wsiadłem do metra.

To wszystko dlatego, że Ciebie tu nie ma."

Brak komentarzy: