9 maj 2009

Kristof - Budapeszt



HISTORIĘ Z BUDAPESZTEŃSKIEGO METRA NADESŁAŁA JUANA:

Kristof patrzył się swoimi smutnymi oczami w stronę pustego przedziału. Nie wyglądał, jakby kogoś wypatrywał. Przesuwał obojętnie wzrokiem po pustych siedzeniach, ani na chwilę nie zmieniając wyrazu twarzy. Może to piosenka, której właśnie słuchał, wprowadziła go w melancholijny nastrój. Tak, z pewnością przypomniała mu o niej…

„Szkoda, że nie ma jej tu ze mną” – pomyślał. Minął już ponad rok odkąd wyjechała. Początkowo utrzymywali ze sobą kontakt, jednak od kilku miesięcy przestała się do niego odzywać. Oczywiście próbował dowiedzieć się, co się stało. Pisał i dzwonił, ale bez skutku, więc odpuścił. „Widocznie tak miało być… W zasadzie nie znaliśmy się dobrze, nie mogłem oczekiwać, że po kilku tygodniach znajomości ona zrezygnuje ze swoich planów i zostanie ze mną tu na Węgrzech”. Rozumiał jej decyzję, choć w głębi duszy miał nadzieję, że Ania za nim zatęskni i któregoś dnia dostanie wiadomość, w której ważne będzie tylko jedno słowo: „wracam”.

Tymczasem drzwi budapeszteńskiego metra otworzyły się. Na stacji nie było żywej duszy. Piosenka się skończyła, drzwi się zamknęły, a on odjechał dalej.

Brak komentarzy: